Na jednej ze stromych ścian skalnych rysują się wyraźnie dwie pionowe kolumny, z których jedna zakończona jest twarzą mężczyzny. Z tą właśnie kamienną postacią związana jest legenda.
Na szczycie skały stał kiedyś zamek rycerza-rozbójnika, którego brat Kuno, również rozbójnik, miał swą siedzibę w zamku na Wilczej Górze koło Złotoryi. Legenda mówi o ich ostatnim i najstraszliwszym przestępstwie, o zbrodni, za którą zapłacili życiem. Do rozbójników dotarła wieść, że doliną Kaczawy przejeżdżać będzie możny rycerz z nowo zaślubioną małżonką i że w bagażach podróżujących znajduje się bogate wiano ślubne w złocie i kosztownościach. Zbójcy napadli orszak rycerski na drodze między Złotoryją a Jerzmanicami, a spętanych zawlekli do swego zamczyska na skale. Rycerz został zamordowany, a jego żona, zakuta w kajdany i wtrącona do lochu, umarła z głodu. Kiedy zabójcy sięgnęli do sakw podróżnych, by podzielić zagrabione bogactwa, znaleźli ku swemu przerażeniu pismo, z którego wynikało, że zamęczona głodem kobieta jest ich rodzoną siostrą. Straszną i bezsenną noc spędzili mordercy i ich pomocnicy w zamczysku, oczekując wyroku sprawiedliwości.
O świcie postanowili opuścić straszne zamczysko i wraz z całym orszakiem pomocników zbójeckiego rzemiosła przenieść się na Wilczą Górę. Ale kiedy otworzyli drzwi zamierzając opuścić komnatę, przeraźliwie brzmiący głos przykuł ich do miejsc, a przed nimi pojawiła się odrażająca postać karła. Wyśmiawszy ich tchórzostwo zaproponował przymierze, które miało im przywrócić spokój i radość życia. Znów nadludzki, donośny nie wiadomo skąd pochodzący głos przestraszył dogłębnie zbójców. Wyliczywszy ich łotrostwa, zapowiedział rychłą karę i wezwał obu braci do wejścia na szczyt wieży zamkowej. Ze szczytu wieży zobaczyli ponurą, czarną chmurę stojącą nad zamczyskiem na Wilczej Górze. Wśród nieustannych grzmotów i błyskawic wydawało się, że na zamczysko spadła lawina ognia. Nagle z ogromnym hukiem otwarła się Wilcza Góra i cały zamek z jego mieszkańcami zapadł się pod ziemię.
Po chwili z niewyobrażalnym hukiem góra się zamknęła i głucha cisza zapanowała wokoło. Przestraszeni bracia zbiegali po schodach zamkowej wieży. Zamek był jak wymarły, a służba już dawno uciekła. Kiedy zabójcy chcieli uciec drogę zagrodził im duch zamęczonej siostry, a zamek zatrząsł się w posadach. Osuwające się mury zawaliły wszystkie przejścia i ganki. Nie pomogły rozpaczliwe prośby i błagania – droga ucieczki była zamknięta. Jedynie loch do piwnicy, w której zgromadzone były zrabowane skarby stał jeszcze otworem i tam w popłochu uciekli. Tu wśród błyszczącego złota i iskrzących się drogocennych kamieni ujrzeli zjawę. Grobowym głosem odezwały się słowa czarodziejskiego zaklęcia i bracia zamienili się w dwa głazy.
Jako ostatnią łaskę przyrzekł im duch możliwość wybawienia. Corocznie w noc wigilijną o północy, kamienne wrota miały się otwierać na 15 minut. W tym czasie każdy mógł wejść do komnaty i wybawić skamieniałych pod warunkiem zadania im trzech pytań, rozbicia kamiennej powłoki i zabrania ze sobą tyle złota, ile tylko można unieść. 400 lat później cnotliwy rycerz, który w grudniu przybył z daleka do Złotoryi w towarzystwie snycerza, mieszkańca Złotoryi, udał się w noc wigilijną na to miejsce. Gdy wybiła północ ujrzeli przez otwarte wrota dwóch skamieniałych rycerzy i siedzące na stole żywe dziecko. Kwadrans po północy, z kamiennych lochów wyskoczyła kobieta zgięta pod ciężarem wyładowanego kosztownościami worka. Kamienne drzwi zamknęły się z trzaskiem.
Kobieta, która wyskoczyła z kamiennych lochów, była biedną mieszkanką Złotoryi, matką sześciorga dzieci. Słyszała ona o ukrytych skarbach i w ten sposób zamierzała pomóc swej pogrążonej w biedzie rodzinie. Kobieta załamała ręce z rozpaczy gdyż w pośpiechu zapomniała o dziecku pozostawionym w lochu, a teraz wszystkie próby otwarcia kamiennych wrót nic nie pomogły. Prócz tego worek ze skarbami, zdobyty z takim trudem, zniknął nagle bez śladu. Odważny rycerz wraz ze swym pomocnikiem postanowił za rok spróbować ponownie wejść do skarbca. Kiedy w następną noc wigilijną otwarły się wrota, ze zdumieniem zobaczyli żywe dziecko bawiące się sztukami złota. Rycerz szybko oddał dziecko stojącemu na zewnątrz snycerzowi, który otulił je płaszczem, a sam podszedł do skamieniałych postaci. Zadał im trzy pytania, na które usłyszał odpowiedź, siekierą uderzył w skamieniałych i wtedy dwaj rozbójnicy żywi stanęli przed nim.
Gorąco podziękowawszy mu za wybawienie prosili, by zabrał tyle kosztowności, ile tylko potrafi i by za to pomagał biednym ludziom, po czym zniknęli. Rycerz załadował worek złotem i na czas opuścił komnatę. Skarbem podzielił się sprawiedliwie ze snycerzem. Obaj fundowali później schroniska dla biednych i wiele rodzin uchronili od nędzy. W drodze powrotnej do Złotoryi spotkali nieszczęśliwą matkę dziecka, która widząc je żywe i uśmiechnięte, ze łzami dziękowała im za pomoc. Legenda mówi, że we wnętrzu skały zostało jeszcze dużo złota i że w każdą noc wigilijną o północy kamienne wrota stoją otworem dla ludzi sprawiedliwych i odważnych. Zaś jako ostrzeżenie dla przestępców, przypominając po wieczne czasy karę jaką wymierzono rozbójnikom, skała z poważną męską twarzą zamyślona spogląda na Kaczawę.
Tekst legendy w przedstawionym brzmieniu zaczerpnięto ze strony https://geoexplorer.pl/tag/jerzmanice-zdroj/
Pewnego dnia dziesięcioletni chłopiec zbierał u podnóża wzgórza zamkowego poziomki. Nagle dojrzał pod krzakiem zakratowane okno, a się do niego zbliżył zauważył, że jest to okno jakiejś starej piwnicy. Zajrzał tam i dostrzegł w w środku mnicha, który zajęty był liczeniem złotych monet. Mnich też chłopca zauważył i wezwał go gestem ręki.
Kiedy chłopiec jeszcze bardziej przybliżył się do kraty, mnich powiedział mu, że jeśli chce, żeby całe to bogactwo stało się jego własnością, musi przyjść tu jeszcze raz w Wigilię o północy. Dodał jeszcze jeden warunek: nie wolno mu o tym nikomu powiedzieć. Jak można się łatwo domyślić chłopiec chętnie przystał na propozycję mnicha i gdy tylko nastało Boże Narodzenie wyruszył ochoczo w drogę, aby z tymi monetami, które niebawem zdobędzie, powrócić do domu i sprawić radość swym rodzicom.
Zbliżała się północ, chłopiec był przestraszony, ale nagle dojrzał, że w pobliżu znajduje się stara kobieta, zbierająca drewno. Zapytała chłopca:
- Czego tu chcesz o tej porze?
- Szukam czegoś - odparł i odszedł.
Tedy właśnie wybiła północ, drzwi się otworzyły i mnich przywołał do siebie chłopca. Niestety, nieoczekiwanie zajrzała tu także ta stara kobieta. Dojrzawszy ją, mnich z przerażeniem wykrzyknął:
- Biada mi! Klątwa została odnowiona. I znowu będę tu musiał kolejne sto lat dogorywać!
Wtedy mnich i kobieta zniknęli. Przestraszony chłopiec został sam. Ale gdzieś zostały też skarby - można je jeszcze zdobyć! Czy ktoś z Was próbował ich szukać?
W rejonie Pogórza Kaczawskiego przekazywana jest legenda, iż w nocy wędrowiec zauważa o północy, w pełni księżyca, kaczkę siedzącą na dziewięciu złotych jajkach. Kiedy chce sięgnąć po te jajka, zostaje zauroczony i pozostaje w bezruchu z wyciągniętą ręką. Tak trwa aż do godziny pierwszej, kiedy kaczka znika – i dopiero wtedy może ruszyć w dalszą drogę. Jednakże za jego chciwość prześladują go odtąd bieda i nieszczęście.
Tekst legendy w przedstawionym brzmieniu zaczerpnięto z książki „Gmina Złotoryja dawniej i dziś” Alfreda Michlera
Także Rzymówka ma swoją legendę, a konkretnie grodzisko, które znajduje się na terenie wsi. Z legendą związany jest skarb czekający wciąż na odkrycie. Próbowała już tego niegdyś biedna dziewczyna z sąsiedniej wioski. Dziewczyną kierowały szlachetne pobudki – potrzebowała pieniędzy dla swojego dziecka, a więc – jak każda dobra i kochająca matka – i ona podjęła ryzyko. Zabrała ze sobą kopaczkę i szpadel, i w wieczór wigilijny postanowiła przystąpić do dzieła.
Równo o północy, z wybiciem godziny dwunastej, nagle pojawił się przed nią niebieski płomień. Uznała to za dobry znak i zaczęła kopać w tym właśnie miejscu. Wokół dały się słyszeć jakieś szepty, jednak zajęta robotą, nie zwracała na to uwagi. Zapamiętale i zawzięcie kopała nadal i już, już… trafiła na kant jakiegoś naczynia, kiedy ktoś niespodziewanie odezwał się do niej po imieniu. Gdy tylko odpowiedziała w mgnieniu oka zniknął płomień i naczynie. Dziewczyna przejęta strachem, w ogromnym przerażeniu opuściła grodzisko i wkrótce potem zmarła. Skarb w grodzisku pozostał. Pozostał również wykopany dołek.
Tekst legendy w przedstawionym brzmieniu zaczerpnięto z książki „Gmina Złotoryja dawniej i dziś” Alfreda Michlera
LEGENDA O ROZBÓJNIKACH I RABUNKU NA DRODZE POMIĘDZY WYSKOKIEM A PYSKOWICAMI
W wieczornej ciszy, na łące między Wyskokiem a Pyskowicami, wrażliwy i obdarzony fantazją słuchacz może usłyszeć jęki i wołanie o pomoc. To pokłosie pewnej legendy, której początki zrodziły się dnia 20 listopada 1554 r. w szynku, w Pyskowicach.
Przed stu laty rósł w pobliżu Wyskoku wielki świerkowy las, który dochodził do Nowej Wsi Złotoryjskiej, a przy końcu tego lasu prowadziła droga do Chojnowa. Owej nocy na tej drodze zaczaili się złoczyńcy, ponieważ miał tędy przejeżdżać kupiec ze Lwówka. „Czarny Fryderyk”, dowódca tych złoczyńców, miał zamiar obrabować owego mieszkańca Lwówka. Istotnie, nie minęło wiele czasu i dał się słyszeć turkot pojazdu. Rozbójnicy podjęli wcześniej zaplanowane działania, lecz kupiec usiłował się bronić. Droga była wyboista, były w niej dziury i wóz zapadł się. Rabusie wykorzystali to i opanowali pojazd.
Kiedy jednak ruszyli ze zdobytym łupem, przed końmi wyrosła, jakby z pod ziemi zjawa rozsiewająca różnokolorowe ognie. Wóz stanął w miejscu, ale rabusie nie dali za wygraną, zboczyli nieco z trasy i wydawało im się, że umkną z łupem. Nagle rozległ się potężny diabelski śmiech, a cały powóz z końmi, ludźmi i całym skarbem zaczął tonąć w wyrosłym nagle jeziorze. Razem ze skarbem wszyscy zostali żywcem pogrzebani. Ich nawoływania o pomoc można usłyszeć w każdą cichą noc. Także skarb, który ukradli rabusie, jest jeszcze do zdobycia, ponieważ nikt dotąd go nie odkrył.
Tekst legendy w przedstawionym brzmieniu zaczerpnięto z książki „Gmina Złotoryja dawniej i dziś” Alfreda Michlera
W dawnych czasach przez Świdnicę, Jawor, Złotoryję dalej do Lwówka Śląskiego przebiegała odnoga głównej drogi handlowej, zwana Górną Drogą Handlową. Wędrowali nią kupcy, którzy w kolejnych osadach rozkładali swoje towary na handel. W czasach rozbicia dzielnicowego jeden z tychże kupców, wędrując przez Złotoryję i dolinę Kaczawy, został napadnięty przy Kruczych Skałach przez rycerza – rabusia. Ów rycerz miał piękną żonę i dzieci, a jego siedzibą był zamek na Wilczej Górze. Rabuś napadł na karawanę, ale żeby nie było świadków postanowił zabić kupca razem z jego całą świtą. Kupiec bardzo prosił, aby grabieżca zabrał wszystko, ale nie zabijał jego służby. Jednak rabuś był bezwzględny, nie udało się kupcowi ocalić swoich ludzi. Wówczas powiedział:
- Jesteś gorszy od wilka, zabijasz więcej niż jest to konieczne, twój dom to gniazdo wilków.
Były to jego ostatnie słowa. Rabuś rozprawił się ze świadkami, zabrał skradzione towary i udał się w drogę powrotną do zamku. Gdy dotarł na Wilczą Górę okazało się, że słowa, które wypowiedział kupiec były dla niego klątwą. Na gruzach jego zamczyska siedziała wilczyca z małymi wilczętami, w które zamieniła się jego rodzina.
Tekst legendy w przedstawionym brzmieniu zaczerpnięto z książki „Gmina Złotoryja dawniej i dziś” Alfreda Michlera